Więc wczoraj miałam urodziny. Rano nie było fajnie, bo byłam sama w domu. Telefon, tv i te sprawy. Po zjedzeniu obiadu odwiedziła mnie osoba, której nigdy w życiu bym się nie spodziewała. Pogodziłyśmy się (czytaj pierwsza notka), jest dobrze. Potem wbiła do mnie przyjaciółka (poprzednia notka), wręczyła mi prezent, którego się w ogóle nie spodziewałam.
Ramka z miksem naszych zdjęć i Milka Crispello czy coś. Pogadałyśmy, niestety tylko przez godzinę. Jak poszła, to zaś się nudziłam. Postanowiłam spotkać się z moją pogodzoną koleżanką, iść na spacer. Zastałam niemiłą niespodziankę... Napisała do mnie kumpela, aż w końcu odpuściłam spacer, a spotkałam się z nią.
Piękne opakowanie to podstawa! Dostałam moją wymarzoną płytę (jedną z 3) Linkin Park! "Minutes to midnight". Jestem do tej pory podjarana.
Urodziny były zaskakujące, pełne nieprawdopodobnych zdarzeń, ale były śmieszne.
Do napisania, Powerless. ♥
O jeju! Jak ja bym chciała dostać płytę Linkin Park na urodziny! <3.
OdpowiedzUsuńhttp://because-its-my-story.blogspot.com/
+ obserwuję :).
spóźnione 100 lat :)
OdpowiedzUsuńtake-moments.blogspot.com
Linkin Park wymiata! Ile to już oni ok rok?
OdpowiedzUsuńMój blog może nie jest o muzyce, ale wpadnij czasem
http://agrafka-agrafkaa.blogspot.com/
obserwuję i liczę na rewanż ;)
Wszystkiego najlepszego ! ;)
OdpowiedzUsuńSpóźnione, ale jest ;)